Który to już Adwent w moim życiu? Ciągle mam nadzieję, że nie
ostatni. Tyle mam postanowień do zrealizowania, tyle rzeczy do
zrobienia i tylu ludzi do spotkania…
Każdy kolejny czas oczekiwania przynosi inne postanowienia. Czasem
bardzo trudne, a czasem łatwiejsze. Z roku na rok zmieniają się
stopnie trudności. Kilka lat temu wybranie się na Roraty było nie
lada wyzwaniem, a dziś… jest wręcz przyjemnością. Pan prowadzi nas
tak, byśmy przeszkody pokonywali.
To On sam daje siłę, aby iść do przodu, iść Jego drogą. Jest jak
żagiel – sprawia, że w ogóle zdobywamy kolejne cele.
Tylko musimy dać Mu szansę. Jeśli nie podejmiemy wyzwania - nie
pokonamy trudności. To tak, jakbyśmy stali w miejscu na drodze do
nieba... zostajemy w tyle… A Pan na nas czeka. Na końcu drogi
wtulimy się w Jego ramiona.
Na naszej drodze spotykamy ludzi, którzy potrzebują wsparcia. Czasem
wystarczy drobny gest, mała chwila z naszej strony, aby komuś pomóc.
Te osoby, to często nasi bliscy, sąsiedzi, znajomi. Niepozorna
czynność, która nas nie kosztuje wiele - dla nich jest darem
wielkim. Może trzeba porozmawiać z samotną sąsiadką, może innej
zrobić zakupy, zaprowadzić do kościoła, czy po prostu z nią chwilę
pobyć. Może pomocy potrzebują nasi rodzice, bo nie radzą sobie już z
obowiązkami domowymi, a może ktoś ze znajomych nie ma z kim wyjść do
kina? Dla nas będzie to łatwa i drobna sprawa, a dla nich coś
wielkiego; coś, o czym marzą. Zobaczysz, że innym razem, gdy
staniesz sam przed problemem - ktoś wyciągnie do Ciebie pomocną
dłoń, wesprze.
W tym zabieganym zapracowanym świecie potrzeba radości z przebywania
z drugim człowiekiem, a nie z telewizorem, kolejnym telewizyjnym
programem, czy internetową aplikacją…
Dlatego: „Tylko mnie, Panie, poprowadź; tylko wskaż drogę; tylko daj
dobrych ludzi obok, abym pokonywała swoje trudności i szła do
Ciebie. Szła drogą do nieba”.
mz